Przyszedł Jurek. Był na wiecu w politechnice [...]. Ale co przede wszystkim podkreślał to niezwykle kulturalne zachowanie się tych tłumów wiecujących. „Normalnie — mówił — w żadnym tak licznym zbiorowisku nie obeszłoby się bez scen co najmniej ordynarnych, jeśli nie chuligańskich. Tym razem wszyscy byli dla siebie uprzejmi, życzliwi, wiec był pełen żaru, ale i powagi”. Tak, tylko beznadzieja produkuje chamów i chuliganów, najmniejszy promyk nadziei stwarza ludzi. Cała ta wiecująca młodzież nie okazała się ani reakcyjna, ani kruchciana. Występowała z życzliwością dla nowego ducha, jakim powiało nawet od ludzi partii, a nade wszystko dla nowej ludzkiej koncepcji socjalizmu. Tak więc pierwsze ujawnienie się opinii publicznej pokazało, że nie jest tak źle, jak myślałam. Naród chronił się w „reakcję” i w kruchtę jako w jedyny azyl przed gwałceniem jego osobowości. Jawność życia przesegreguje wszystko we właściwy sposób. Na czym i katolicyzm zyska, bo co innego jest być schronem dla ogarniętych paniką tłumów, a co innego kościołem rzeczywistym, myślącym i zdolnym pogłębiać koncepcje katolickie. [...]
[...] [Stanisław] Staszewski składał na tym wiecu relację z VIII Plenum KC Partii. Kiedy zawiadomił salę o przybyciu delegacji radzieckiej, sala zaczęła masowo skandować: „Po co? Po co?!”. Kiedy następnie oznajmił, że delegacja sowiecka odleciała nie przyjęta oficjalnie, a jedynie po odbyciu prywatnej rozmowy (w ambasadzie radzieckiej) z przedstawicielami rządu i partii, hala zaczęła skandować: „Li-pa! Li-pa”.
Warszawa, 21 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945–1965, Tom 3 (1955–1959), wybór Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1997.
Wieczorem słuchaliśmy dwugodzinnej mowy Gomułki na plenum KC partii. Mówił, zwłaszcza na początku, głosem zdławionym od wzruszenia. [...]
Oprócz prawdomównego obrazu sytuacji gospodarczej niesłychanie ważny był obszerny ustęp o wypadkach poznańskich, gdzie Gomułka kilkakrotnie z naciskiem i kategorycznie odrzuca wszelkie insynuacje o roli dywersji zagranicznej w tych wypadkach. To ma kapitalne znaczenie, bo szachuje prawdopodobny chwyt Rosji, która będzie siłowała ewentualną interwencję zbrojną uzasadnić „rozruchami wywołanymi przez agentów imperializmu”. Ciekawy passus mowy Gomułki: „nie wszystkiemu złu, które się u nas działo, winien jest Związek Radziecki”.
Warszawa, 21 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945–1965, Tom 3 (1955–1959), wybór Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1997.
Nikt nas nie zwoływał, a jednak w wielkiej auli gmachu głównego Politechniki Warszawskiej zebrał się rano tłum, jakiego nigdy przedtem ani potem nie widziałem. Parter i galerie były szczelnie wypełnione. [...] Na wiecu skandowano m.in.: „Demokracja, demokracja! Jasienica, Jasienica!”, a w końcu — „Prasa kłamie!”. Darto gazety, czasami podpalano je i rzucano z górnych galerii.
Warszawa, 9 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006
U zbiegu Polnej i Mokotowskiej zastępuje nam drogę milicja. Jakaś inna — hełmy, długie pały. Pada wezwanie do rozejścia się, a chwilę potem słyszę huk petard, widzę dym i obrywam pałą po plecach. Uciekam w Mokotowską. Oczy zaczynają łzawić („To chyba gaz?”). Przy placu Zbawiciela tramwaj zatrzymuje się między przystankami. Wpadamy do środka i drzwi zatrzaskują się golędzinowcom przed nosem. Ci — jakby w amoku — tłuką wszystko, co się rusza. Przez okno widzę dziesięciolatka padającego na bruk z rozciętą głową. Jakaś kobieta w tramwaju mdleje.
9 marca
Bogdan Czajkowski, Bunt grzecznej Politechniki, „Gazeta Polska” nr 12/1998.
Oficer wzywa przez tubę do rozejścia się. Ale gdzie tam. Tłum skanduje: „Prasa kłamie!” [...]. Lecą kamienie w kierunku milicjantów. Duże. Skąd się wzięły, kto je rzucał? [...] Oficer MO dostał w głowę. Milicja rusza do ataku. Pałki. Gazy łzawiące — po raz pierwszy wtedy poczułem, jak to szczypie w oczy. Panika. Tłum ucieka. „Gestapo, gestapo!” Jakiś starszy pan staje, rozkłada ręce i woła: „Zatrzymać się! Bez paniki!”. Nikt go nie słucha. [...] Grupa ze sztandarem przebiega Marszałkowską i wpada do kina „Luna”. [...] Ze sklepu wychodzi gromadka ludzi, na czele z tęgą rzeźniczką w białym fartuchu. „Szczeniaki! — mówi — Zachciało im się wyjść na ulicę. Nie wiedzą, co to Gestapo!”.
9 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
„Golędzinów” zajmuje „strategiczne” miejsce na środku placu. U wylotów ulic tłumy rozsierdzonych studentów skandujących: „Gestapo!”. Około godziny 15.00 golędzinowcy przypuszczają atak na gmach Elektroniki i, rozbijając szyby, wdzierają się do środka. Pałują na korytarzach, ale tu szanse się wyrównują. Chwytamy za gaśnice i napastnicy wycofują się w popłochu. Jeden wyskakuje oknem, inny — wciągnięty do sali i rozbrojony — dostaje lanie, ale zwolniony opuszcza budynek o własnych siłach.
9 marca
Bogdan Czajkowski, Bunt grzecznej Politechniki, „Gazeta Polska” nr 12/1998.
Następnego dnia miał być wiec na Politechnice. Dobrze nie pamiętam, jak i dlaczego, ale też poszłam pod główną bramę. Poranne dzienniki doniosły, że poprzedniego dnia na Uniwersytecie były chuligańskie wybryki. Pierwszy raz w życiu widziałam na papierze tak bezczelne łgarstwo. Z górnych pięter liceum obok Politechniki leciały podarte gazety. Pojawiło się hasło „Prasa kłamie” i coś w rodzaju ogniska z gazet na chodniku. Spod Politechniki ruszyliśmy sporym pochodem Polną w kierunku Placu Unii do redakcji „Życia Warszawy”. Chyba po to, żeby tam pod oknami wykrzyczeć cały ten szok, jaki wywołały gazetowe brednie o zdarzeniach, w których wczoraj sami braliśmy udział. Ludzie na ulicy przystawali, płakali, rzucali kwiaty, których jeszcze dużo mieli po Dniu Kobiet, jakiś staruszek wznosił narodowe hasła. Pierwszy raz widziałam takie poparcie ulicy — to było bardzo wzruszające i podniosłe. Na wysokości połowy Polnej pojawił się milicyjny kordon. Zaczęli rzucać gaz łzawiący, biegać za rozpierzchającymi się grupami. Tę, w której się znalazłam, gonili gdzieś do kina „Luna”. Tuż obok mieszkała nasza koleżanka, schowaliśmy się u niej i okropnie długo płakaliśmy od tego gazu. Usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy czułam: nic, jak to bywa w szoku.
[...]
W poniedziałek miały się odbyć wiece wydziałowe i ogólnouniwersytecki w Audytorium Maximum. Poprzedniego dnia u ciotki jednego chłopaka — bo miejsce nieznane policji — przepisywaliśmy na maszynie projekt rezolucji na ten duży wiec. Wtedy pierwszy raz zetknęłam się z czymś takim, jak „czyste” mieszkanie, niezostawianie odcisków palców — prawie z konspiracją. Ciągle miałam poczucie, że to zabawa, ale już byli pierwsi aresztowani, byli pobici. Perspektywa znalezienia się w Pałacu Mostowskich czy w więzieniu była coraz bardziej realna.
Warszawa, 9-10 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
Do głębi przejęci wypadkami w dniach 8 i 9 marca na Uniwersytecie Warszawskim i Politechnice, w trosce o pokój w naszym kraju w skomplikowanej sytuacji międzynarodowej oraz w trosce o właściwą atmosferę dla wychowania i kształcenia młodzieży, na podstawie art. 22 Konstytucji PRL i art. 70–71 Regulaminu Sejmu PRL zapytujemy:
1. Co zamierza uczynić Rząd, aby powściągnąć brutalną akcję milicji i ORMO wobec młodzieży akademickiej i ustalić odpowiedzialność za brutalne potraktowanie tej młodzieży?
2. Co zamierza Rząd uczynić, aby merytorycznie odpowiedzieć młodzieży na stawiane przez nią palące pytania, które nurtują także szeroką opinię społeczną, a dotyczące demokratycznych swobód obywatelskich i polityki kulturalnej Rządu? [...]
Zwracamy się do Obywatela Premiera, aby Rząd podjął kroki, zmierzające do politycznego rozładowania sytuacji.
Konstanty Łubieński, Tadeusz Mazowiecki,
Stanisław Stomma, Janusz Zabłocki, Jerzy Zawieyski
Warszawa, 11 marca
Marta Fik, Marcowa kultura. Wokół „Dziadów”, literaci i władza, kampania marcowa, Warszawa 1995.
Wśród inspiratorów znajdziemy tych samych, którzy ponoszą faktyczną odpowiedzialność za błędy i niepraworządności okresu stalinowskiego. Oni usiłowali w latach 1956–58 wykoleić dynamikę patriotyczno-socjalistyczną polskiego społeczeństwa w tym okresie. Ponieważ te usiłowania [...], na przykład Stefana Staszewskiego, spełzły na niczym, ludzie ci już otwarcie przeszli z pozycji socjalistycznych na pozycje nacjonalizmu syjonistycznego. [...] Weszli w łatwy kontakt z tymi wyizolowanymi środowiskami, których polityczne zaślepienie rzuciło — jak na przykład Stefana Kisielewskiego — w wysługiwanie się antypolskiej polityce NRF. [...] Rozgoryczenie zbankrutowanych politycznie i służących złej sprawie ojców, w sposób zgubny wychowało ich rodzinne i duchowe potomstwo.
W grupie organizatorów znajdujemy więc Antoniego Zambrowskiego, syna Romana Zambrowskiego; Katarzynę Werfel, córkę Romana Werfla; córkę profesora PAN-u, Martę Petrusewicz; Henryka Szlajfera, syna cenzora z Urzędu Kontroli Prasy; Adama Michnika, syna starszego redaktora w „Książce i Wiedzy”; dalej studentów: Blumsztajna, Rubinsteina, J. Dajczgewanda, Mariana Alstera, Irenę Grudzińską, córkę wiceministra leśnictwa Jana Grudzińskiego i innych. Część tych organizatorów spotykała się w klubie Babel, przy Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Żydów.
Warszawa, 11 marca
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybór i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, Warszawa 1998.
Klasa robotnicza była i jest razem ze wszystkimi studentami, ze wszystkimi Polakami pragnącymi demokracji i wolności.
Wspólnie walczyliśmy w pamiętnych dniach Października 1956 o słuszne prawa, o wolność i demokrację, o suwerenność i niezależność.
Dlatego dzisiaj głęboko ubolewamy z powodu kłamliwego i bezprawnego sposobu wyrażania naszej opinii przez prasę. To wyobcowani partyjniacy, oderwani od robotników FSO i telewizja przygotowała te kłamliwe i bzdurne hasła.
Przepraszamy Was, to nie my, to prasa potępia Was.
Klasa robotnicza razem ze studentami.
Wolność prasy, to elementarna zasada demokracji.
Żądamy wolności i demokracji w Polsce.
Robotnicy FSO
Warszawa, 12 marca
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Z godziny na godzinę rośnie liczba strajkujących. Atmosfera festynu, radosnego poczucia solidarności. Śpiewy chóralne i solowe, przerywane co jakiś czas wystąpieniami z „ambony” (balkonik na głównych schodach, pomiędzy I i II piętrem). Wokół gmachu gromadzą się mieszkańcy Warszawy. Zaczynają podawać nam napoje, żywność i papierosy. Kiedy pod koniec pierwszego dnia strajku wchodzę do jednego z punktów żywieniowych, widzę na środku sali ogromny, dwumetrowy stos wędlin, a pod ścianami „góry” pomarańczy, bananów i innej żywności.
Warszawa, 21 marca
Bogdan Czajkowski, Bunt grzecznej Politechniki, „Gazeta Polska” nr 12/1998.
Jesteśmy dumni, że młodzież naszej Uczelni okazała w swych wystąpieniach bezkompromisową wolę walki z fałszem, obłudą i zakłamaniem, przeciwstawiła się brutalności i panowaniu wilczych praw w naszym społeczeństwie, okazała wrażliwość na sprawy społeczne, równocześnie deklarując uczucia patriotyczne i wierność socjalistycznej idei. Mimo iż ostatnie wydarzenia rozpętały namiętności, nikt nigdy nie szermował reakcyjnymi hasłami antyradzieckimi czy antypaństwowymi. Jednomyślna manifestacja młodzieży posiada ściśle określone treści postępowe i bez znaczenia jest fakt, kiedy i z jakiej przyczyny została zapoczątkowana. Oficjalna wersja o rzekomych inspiratorach zajść, rekrutujących się spośród niezidentyfikowanych tzw. bankrutów politycznych i ich wpływie na umysły młodzieży, jest w stosunku do nas prymitywnym, demagogicznym kłamstwem.
Stwierdzamy, że poszukiwanie winnych w społeczeństwie polskim zamiast poddania krytyce polityki wewnętrznej naszego państwa, stwarzającej atmosferę, bez której nie mogłoby dojść do ostatnich wydarzeń, nie prowadzi do celu. [...] Jednocześnie w głębokim przeświadczeniu o odpowiedzialności wobec najszczytniejszych tradycji walk studentów o sprawiedliwość i prawdę, wobec ideałów cywilizacji, o odpowiedzialności za uratowanie honoru studenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej wobec społeczeństwa i historii w tych dramatycznych chwilach nasza postawa jest zdecydowana. Mimo represji i stosowania metod zastraszających, z tą samą co poprzednio mocą podtrzymujemy nasze żądania. Żądamy zamieszczenia w środkach masowego przekazu prawdziwej wersji wydarzeń, obalenia oszczerstw i kłamstw, jakimi karmi się do tej pory społeczeństwo, żądamy zwrócenia należnego nam dobrego imienia, żądamy kary dla winnych brutalnego gwałtu dokonanego przez organa ORMO i MO w dniach 8 i 9 marca i później w stosunku do aktywnych w czasie ostatnich zajść. Ostro protestujemy przeciw aktom gwałcenia prawa i Konstytucji PRL. Żądamy rzetelnej informacji w środkach masowego przekazu, nie chcemy czerpać wiadomości z takich źródeł, jak np. rozgłośnia Wolna Europa, która mimo iż obecnie podaje prawdziwą wersję zajść w Polsce, w samej zasadzie jest antysocjalistyczna i antyradziecka. Między innymi żądamy krajowej informacji publicznej, która nie kłamałaby.
Warszawa, 21 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
Widowisko ludowe w wielkim stylu. [...] Tłum duży, podaje studentom żywność, papierosy, kwiaty. Wszystko to od razu w prowizorycznych windach jedzie na górę. Publiczność rozmaita: od robotników do eleganckich pań i panów. Prości ludzie podchodzą ze swoimi podarunkami do sztachet, wołając: „Trzymajcie, chłopaki!”. Damy z kwiatami: „Panowie, proszę!”. Na kwiaty studenci klaszczą. Od czasu do czasu skandują: „Warszawa z nami!”. Wówczas publiczność klaszcze. Jakaś zażywna niewiasta podaje ponad sztachetami wielki sagan z dymiącą zupą. Na to wszyscy klaszczą. Co chwila straż studencka podaje przez sztachety ulotki odbite na kserografie: informacje, wezwania do poparcia, kopie rezolucji. Publiczność rozchwytuje te karteczki, czyta w małych gromadkach, chowa do kieszeni.
Warszawa, 22 marca
Zbigniew Raszewski, Raptularz 1967–1968, Warszawa 1993.
W trzecim dniu studenckiego strajku zostałem wezwany do ministra [Mieczysława] Moczara. Po chwili zjawili się u niego: minister obrony, marszałek Marian Spychalski, sekretarz KC Zenon Kliszko. Skrytykowali MSW za nieumiejętność rozwiązania strajku i zaprowadzenia porządku. Po chwili marszałek Spychalski oświadczył, że wojsko przejmuje akcję. Adiutant marszałka rozłożył mapy, Spychalski przedstawił koncepcję, z której wynikało, że żołnierze mieli wkroczyć do gmachu Politechniki, wyprowadzić studentów i wywieźć ich za Warszawę. [...]
Zaraz zadzwoniłem do szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, generała Wojciecha Jaruzelskiego, i przekazałem tę decyzję. Poinformowałem, że według naszego rozeznania na Politechnice strajkuje 4–5 tysięcy studentów i są gotowi do stawiania oporu. Szef Sztabu doskonale zdawał sobie sprawę ze skutków „wojskowego rozwiązania”. Oświadczył, że dla wykonania zadania potrzeba kilkanaście tysięcy żołnierzy i kilkaset samochodów ciężarowych. Tylu żołnierzy i samochodów nie ma w stołecznym garnizonie. Ściągnięcie żołnierzy i sprzętu z innych garnizonów potrwa kilka dni. [...] Marszałek zasmucił się i powiedział: „Nie wiedziałem, że w Warszawie tak mało mamy wojska”. Operacja wojskowa odpadła.
Warszawa, 22 marca
Franciszek Szlachcic, Gorzki smak władzy. Wspomnienia, Warszawa 1991.
Przed północą pojawia się milicja. Na opustoszały plac i przylegające doń ulice zjeżdżają środki „perswazji”. Robi się groźnie. W gmachu trwają spontaniczne, gorączkowe przygotowania do obrony. Kioskami barykadujemy wejścia od frontu. Pasaż przed tylnym wejściem zostaje zastawiony stosem ławek i szaf. W auli, na najwyższych krużgankach, gromadzone są różne sprzęty, które mają być zrzucone na atakującą milicję. Znosimy też gaśnice. Ostatnim „bastionem” obrony ma być najwyższe piętro, które trudno będzie napastnikom „zagazować”, gdyż prowadzą tam wąskie, kręte schody. [...]
Przed gmachem stoją setki, a może więcej uzbrojonych golędzinowców. Kalkulujemy swoje szanse i – w końcu ustępujemy. Ale wyjdziemy przez główne wejście, w milczeniu, „z podniesionym czołem”, w kierunku akademika „Riviera”. Gwarancją nietykalności będzie prokurator Stefan Dzikowski, idący na czele...
Warszawa, 22 marca
Bogdan Czajkowski, Bunt grzecznej Politechniki, „Gazeta Polska” nr 12/1998.
Przyniesiono mi odezwę młodzieży Politechniki Warszawskiej, którą tu w głównych punktach notuję:
„Jesteśmy dumni, że młodzież naszej uczelni okazała w swych wystąpieniach bezkompromisową wolę walki z fałszem, obłudą i zakłamaniem, przeciwstawiła się brutalności i panowaniu wilczych praw w naszym społeczeństwie, okazała wrażliwość na sprawy społeczne, równocześnie deklarując uczucia patriotyczne i wierność socjalistycznej idei. Mimo iż ostatnie wydarzenia rozpętały namiętności, nikt i nigdy nie szerzył reakcyjnych haseł antyustrojowych, antyradzieckich czy antypaństwowych.”
„Stwierdzamy, że poszukiwanie winnych w społeczeństwie polskim zamiast poddania krytyce polityki wewnętrznej naszego państwa stwarzającej atmosferę, bez której nie mogłoby dojść do ostatnich wydarzeń, nie prowadzi do celu.”
„Mimo represji i stosowania metod zastraszających z tą samą siłą co poprzednio podnosimy nasze żądania. Żądamy zamieszczenia w środkach masowego przekazu prawdziwej wersji wydarzeń, obalenia oszczerstw i kłamstw, jakimi karmi się do tej pory społeczeństwo, żądamy zwrócenia nam należnego dobrego imienia, żądamy kary dla winnych brutalnego gwałtu dokonanego przez organa MO i ORMO w dniach 8 i 9 marca i później, uwolnienia wszystkich uwięzionych dotychczas studentów, zaprzestania metod zastraszania i represji w stosunku do ogółu studentów, a w szczególności do aktywnych podczas ostatnich zajść.”
„Ostro protestujemy przeciwko aktom gwałtu prawa i Konstytucji PRL.”
„Żądamy wolności słowa, zgromadzeń, wieców, demonstracji, najbardziej podstawowych swobód demokratycznych. Niech żyje Polska, niech żyje socjalizm. Historia będzie z nami.”
Warszawa, 22 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Rektor Politechniki zagroził w komunikacie prasowym, że jeżeli studenci nie zaprzestaną strajku, uczelnia będzie zamknięta i ogłoszone zostaną nowe wpisy na wszystkich wydziałach i na wszystkich latach. O godzinie czwartej nad ranem studenci opuścili Politechnikę, ponieważ solidarność zaczęła się łamać. Tak więc 15-dniowa rewolucja młodzieży, aczkolwiek poniosła klęskę, odniosła także swoje moralne zwycięstwo.
Warszawa, 23 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
W małej auli Politechniki Warszawskiej poruszenie. Za chwilę na salę mają wejść członkowie kierownictwa PZPR z Wojciechem Jaruzelskim, by wręczyć zgromadzonym uczestnikom Kongresu Zjednoczeniowego pamiątkowe medale. Jeden z organizatorów prosi o zrobienie miejsca na środku auli. Zaraz potem pyta: „Czy ktoś z towarzyszy nie znalazł jeszcze swojego miejsca w szeregu?” Ten zwrot wywołuje rozbawienie, rozluźnia atmosferę. No bo, założyciele PZPR odnaleźli swoje miejsce w szeregu przeszło 40 lat temu... [...]
Aulę wypełnili inni weterani ruchu robotniczego, zasłużeni działacze partii, a także kilkudziesięcioosobowa grupa młodzieży, której Wojciech Jaruzelski wręczył legitymacje PZPR. To był akcent symboliczny, zaświadczający, że w partii następuje zmiana pokoleń, do głosu dochodzą młodzi. To przede wszystkim oni powinni realizować hasło, które stanowiło motto rocznicowej uroczystości: „Partia w przemianach — przemiany w partii”.
Warszawa, ok. 16 grudnia
„Sztandar Młodych” nr 247, 16-18 grudnia 1988.